Podwójna rzeczywistość i podwójne kłopoty? Pomimo braku znajomości Genesis Noir (w najbliższym czasie nadrobię, obiecuję) sprawdziłam wersję demonstracyjną Nirvana Noir i... ta produkcja zapowiada się absolutnie fenomenalnie! Styl graficzny ujął mnie momentalnie, ale dopiero po liźnięciu rozgrywki i przeczytaniu świetnie napisanych dialogów uznałam, że ten tytuł to coś w 100% dla mnie.
Głównym bohaterem gry pozostaje No Man, który zapewne zdołał zaskarbić sobie sympatię odbiorców Genesis Noir. Różnica polega na tym, że w Nirvana Noir mamy właściwie dwóch No Manów w dwóch równoległych rzeczywistościach o nazwach Black Rapture i Constant Testament. Oba światy różnią się jak noc i dzień. Dosłownie. W Black Rapture rządzi czerń, w Constant Testament nasycone kolory, ponadto obaj No Manowie zostają wrzuceni w dwie różne historie. Ponieważ demo wyraźnie nie ukazuje początku gry i nie do końca wiadomo, o co chodzi, do nakreślenia fabuły posłużę się fragmentem oficjalnego opisu:
W Black Rapture No Man pracuje nad ukończeniem skomplikowanych mechanizmów wieży zegarowej, jednak prace te zostają zakłócone przez serię podpaleń w kosmicznym mieście. Constant Testament to eksplozja koloru i grzechu. Policja przymusza No Mana do zbadania nowego niebezpiecznego narkotyku, którego pojawienie się ma coś wspólnego ze starą miłością. Graj w różnych rzeczywistościach i spróbuj ocalić obydwie.
Króciutka wersja demonstracyjna przedstawia dwie sceny: jedną z Constant Testament, a drugą z Black Rapture. Co ciekawe, No Man w tej kolorowej rzeczywistości nie ma lewego przedramienia i dłoni, na co początkowo w ogóle nie zwróciłam uwagi. Idąc chodnikiem, protagonista zostaje zaczepiony przez detektywa Dawn jadącego radiowozem. Z krótkiej rozmowy wynika, że No Man pracuje dla niego i jeśli mu się sprzeciwi, zostanie zabrany z powrotem do więzienia. Detektyw nakazuje głównemu bohaterowi udać się do sklepu rzeźnika, wdać się z nim w lekką pogawędkę, a następnie wypytać o zgrupowanie o nazwie The Change. No Man, któremu nie pozostawiono wyboru, udaje się do masarni. W lokalu zastaje długą kolejkę, staruszkę wdychającą opary unoszące się znad gara z napisem ZAREZERWOWANE DLA PASTORA i rzeźnika Pork Pi'a dzielącego mięso tasakiem. W kolejce stać nie trzeba, chociaż przed podejściem do lady No Man musi wydrukować bilecik z numerkiem.
Nie będę przybliżać całej rozmowy z Pork Pi'em, ale zachwyciła mnie jej druga część - konfrontacja tuż po tym, jak rzeźnik rozpoznaje osobę No Mana. Słowa głównego bohatera wskakują do maszynki do mielenia mięsa, a jego ciało ulega pomniejszeniu i po chwili w przybliżeniu widzimy już zarówno maszynkę, jak i... szachownicę. Na tej szachownicy odbiorca musi ułożyć odpowiednie słowa z rozsypanych liter, co jest tak naprawdę częścią przesłuchania w sprawie ugrupowania The Change. Poziom animacji i udźwiękowienia w tej scenie powala na kolana. Cóż za świetny pomysł, aby w taki sposób urozmaicić zwykłą, jak mogłoby się wydawać, rozmowę. Efekty wizualne znakomicie dopełniają dialogi i emocje wylewające się z Pork Pi'a. Choć postacie nie otrzymały głosów, w głowie niemal można usłyszeć, jak rzeźnik wrzeszczy na No Mana.
W nieco bardziej stonowanym charakterze przedstawiono fragment rozgrywki z Black Rapture. Tamtejszy No Man wybiera się do klubu o nazwie The Constant Club w celu znalezienia części potrzebnej do naprawy wieży zegarowej - żarówki o potężnej mocy. Od razu otrzymujemy wejściówkę i obiekt zainteresowania, w którym najpewniej umieszczono tę mocarną żarówkę, czyli animatroniczną postać ukazującą mężczyznę grającego na saksofonie.
Wnętrze luksusowego klubu potrafi wprawić w zdumienie. Z sufitu zwisają kule wyburzeniowe, w szatni kręci się ogromne koło, na którym powieszone są płaszcze, natomiast goście mają na twarzach nietypowe maski w kształcie wieżowców. No Man zakrada się na tyły tego osobliwego klubu, gdzie odnajduje sporych rozmiarów animatronicznego muzyka. Głównemu bohaterowi nie udaje się wyrwać żarówki z oka saksofonisty, ale po chwili odnajduje pilot do sterowania figurą. I, powiem szczerze i znowu z zachwytem, jest to świetna łamigłówka. Na pilocie mamy gałkę, trzy przyciski do włączania różnych póz muzyka oraz trzy pokrętła do zmiany scenerii. Zadaniem gracza jest ustawienie wszystkiego tak, aby animatroniczna postać, krok po kroku, ulegała zniszczeniu. Dzięki temu No Man będzie mógł bezproblemowo wziąć żarówkę.
Niestety przedmiot i tak trafia w czyjeś inne ręce, a No Man ma zostać usunięty z klubu przez ochroniarzy. Niemal w tym samym momencie do lokalu wkrada się ogień i imprezowiczów ogarnia panika. Natomiast protagoniście udaje się ocalić przed płomieniami fotografkę.
Przejście wersji demonstracyjnej nie powinno zająć dłużej niż pół godziny. Te dwa rodzaje interakcji z otoczeniem wystarczyły, by zachęcić mnie do Nirvana Noir. Niesamowicie podoba mi się dwoista natura produkcji, a fabularne wątki obu No Manów zapowiadają się niesłychanie ciekawie. Data premiery tej gry nie jest jeszcze znana, z kolei demo dostępne na Steam nadal możecie pobierać. Gorąco do tego zachęcam, gdyż słowa na pewno nie oddają tego, jak rewelacyjnie prezentują się te wszystkie animacje.
Na pytanie, czy trzeba przejść Genesis Noir przed sięgnięciem po Nirvana Noir, brooklyńskie studio Feral Cat Den odpowiedziało:
Nie. Zarówno Genesis Noir, jak i Nirvana Noir zostały napisane tak, aby dawały radość i były rozumiane na swój (oddzielny) sposób. Jeśli graliście w Genesis Noir, dodatkowe odniesienia i tła dotyczące postaci mogą uczynić doświadczenie Nirvana Noir bogatszym, ale jeżeli nie graliście, nie będzie to miało żadnego negatywnego wpływu na wasze wrażenia. Możecie nawet przejść obie te produkcje w odwróconej kolejności - czas nie jest stały!
Jeśli piszesz o grach i masz chęć wspólnie coś stworzyć lub jesteś niezależnym twórcą gier i chcesz, aby dowiedziało się o niej jak najwięcej osób, napisz na adres: narwana.games@gmail.com
© Narwana Games 2024